» » Dzień pływania na wsi

Dzień pływania na wsi

 Dzień na daczy zaczął się bardzo gorąco. Nigdy nie pływaliśmy. Ciotka miała przyjść, ale nie do nas, ale na zakupy z siostrami, wuju.

Generalnie postanowiłem do nich zadzwonić i od razu zmienić plany na dany dzień, oczywiście chciałem kopać głębiej w ziemię, trochę wykopać, naprawić. Nie miałam nawet nadziei, że się zgodzi, ogólnie ciocia była w samochodzie i zmieniła zdanie. Myślimy świetnie! W tłumie i na dużym stawie.

W efekcie okazało się, że druga ciocia miała urodziny (o których zapomnieliśmy). Jej brat przyjechał samochodem, zabierając więcej krewnych. Ogólnie przyjechały 2 samochody, załadowane piknikową przekąską i kilka małych butelek piwa.

Oczywiście pokazałem ogród, jak wszystko rośnie, złożyłem petycje w jednym pliku, dokładnie taranując sobie ścieżki. Przyjrzeliśmy się ogórkom, pomidorom i szybkiej szklarni. Cóż, wszystko musi iść i co widzimy! Chmury z drugiej strony, skąd pochodziła ciotka i jedna trzecia krewnych. Tylko ogromne chmury, błyszczące i grożące zorganizowaniem nam kąpieli.

Po około dziesięciu minutach zaczęło padać. Musimy iść do studni po wodę. Edik i ja poszliśmy po wodę. Komary nie są już przerażające, ponieważ wiatr. Ale potem nalewanie stało się normalne. W tym czasie piknik pływacki znajdował się już w domu. Jest mało miejsca, jest tłum, nie wiadomo, kto co robi. I rozumiem, że nie była to już zwykła ulewa, ale konkretna z gradem. Bez wahania zdjął już wszystkie buty i pogalopował po wszystkich płotach.

Rzodkiewki przykryłem pomidorami i ogórkami z torebkami, pudełkami, ogólnie wszystkim, co właśnie się spotkało. W tym czasie Edik rzucił się nie widząc już przeszkód i samej drogi ze wszystkimi wiadrami wody i nie rozumiał, gdzie tak szybko zniknąłem. Goście już rozłożeni, radośni, czekają na świętowanie sezonu kąpielowego. A potem wchodzę pokryty gradem jak śniegiem, mokry, aż… No cóż, w ogóle otworzyłem sezon kąpielowy. Wszyscy uspokoili się, spojrzeli na mnie (pewnie myśląc, tak, kąpie się z mocą i głównym gdzieś bez nas) .I tam bohatersko uratowałem małe kiełki. 

Deszcz minął, oczywiście nie poszliśmy popływać, Edik znowu poszedł po wodę, ale już nie rozumiał, jak niósł z takim ciężarem podczas ulewy...

Cóż, rzodkiewka okazała się duża, wyrosły pomidory i ogórki, a domowa szklarnia jest już dla nich mała... 

 Zrobiliśmy zdjęcia fajnych zdjęć, trochę się zabawiliśmy. To były specjalne urodziny mojej cioci.

tutaj będziemy pływać

Mam nadzieję, że popłynę .....

szklarnia domowej roboty

Szklarnia, która wytrzymała grad

rzodkiewka

Rzodkiewka wytrzymała wszystko (z pomocą torebek, pudełek i normalnie rozciągnięta)


Opinie: 113