I gaz został dostarczony, a piece nie zostały porzucone!
Czy jego budowniczowie mogli sobie wyobrazić, że kiedyś zamieni się w wygodną rezydencję ze wszystkimi udogodnieniami? Ledwie.
Nowa rozbudowa domu stulecia
W naszym małym miasteczku, położonym przy drodze od starożytnego Włodzimierza do nie mniej starożytnego Muromu, głównym źródłem ciepła od dawna jest drewno opałowe. Nie myśleliśmy o niczym innym.
Dziadek wypisał je w miejscowym leśnictwie. Drewno opałowe przywożono najczęściej zimą - w naszej okolicy każdy wie, że aby uzyskać drewno najlepszej jakości, należy je zebrać w lutym. Rzadkim sukcesem było drewno opałowe - tak zwane metrowe bale. Zwykle przynosili dwa metry. Dziadek wyciągnął z obory stare kozy (każdy właściciel miał własne, dopasowane do wzrostu), rządził piłą, a my na zmianę piłowaliśmy drewno. Więc znam te techniki od dzieciństwa.
Dziadek próbował rozłupać drewno pocięte na kawałki drewna, zanim stopił się śnieg. I umieściliśmy je w stosie drewna - równym „pudełku”. Zawsze była tak silna, że my, dzieci, wspinaliśmy się na sam szczyt bez obawy, że drewno zniknie.
Drewno opałowe zbierane zimą wysychało latem i oddawało ciepło wraz z początkiem sezonu grzewczego. I zaczęło się, stało się, a we wrześniu - jak mówiła moja babcia, piec trzeba nagrzać „na powietrze”, żeby w domu nie pojawiła się wilgoć. Kiedy zaczęło się zimno, oba piece były nagrzane. „Holenderka” w kuchni była rano podgrzewana, była z piekarnikiem do gotowania. Co za bałagan! A jaka zupa z kapusty! Upiekliśmy w nim też ciasta na Wielkanoc - wysoka kuchenka gazowa w piekarniku nie pasowała.
Ogrzewanie pieca to szczególna nauka. My, prawie wieśniacy, studiowaliśmy ją od dzieciństwa. Jeśli wcześnie zamkniesz klapę na kominie, gdy w palenisku nadal buchają niebieskie płomienie, możesz zostać podpalony - zatruty tlenkiem węgla. A jeśli zamkniesz go ciemnymi węglami, nie będziesz się ogrzewać.
Drewno opałowe w piecu zostało przewrócone metalowym pogrzebaczem z drewnianą rączką - odziedziczyła je babcia po rodzicach. Nie daj Boże, podpalacze pozostaną!
Teraz tylko to pamiętam. W XXI wieku do naszego miasta dotarło niebieskie paliwo. Kiedy zaproponowano mieszkańcom sektora prywatnego udział w budowie gazociągu, od razu się zgodziliśmy - piec to oczywiście doskonały wynalazek, ale nie jest łatwo go utrzymać. Aby utrzymać ciepło w domu, trzeba było wstawać wcześnie rano i ogrzewać piec przed wyjściem do pracy. Drugi utonął wieczorami - szli spać w gorącym pokoju, budzili się w chłodzie.
Ogrzewanie gazowe to nie tania przyjemność. Sporządzono listy kandydatów, trwały spotkania organizacyjne, już patrzyliśmy na sprzęt: wybieraliśmy rury, armaturę, grzejniki i oczywiście kocioł. Nie chciałem się zadłużać - mieli nadzieję, że poradzą sobie z niskobudżetową opcją. Dziękuję koledze - powiedział, że jest mu bardzo przykro, że kupił domowy kocioł o niskiej sprawności i przekonał mnie do zakupu właśnie Viessmana.
W trakcie koordynacji dokumentów sukcesywnie „pozyskiwaliśmy” niezbędny sprzęt. Naszym pierwszym zakupem był kocioł gazowy. W sklepie nasz wybór zareagował z wątpliwościami - czy warto przepłacać, gdy w linii kotłów dwuprzewodowych są sprawdzone kotły włoskie i koreańskie? Ale nie ustępowaliśmy - tylko Viessmann.
Ten sam Viessman
Przez prawie pół roku papierkowa robota trwała, a przez prawie pół roku co miesiąc jeździliśmy do regionalnego centrum po kolejny zakup - rury polipropylenowe, które trzeba było przeciąć dwa metry, żeby zmieściły się w przedziale pasażerskim, grzejniki (kupowane nie więcej niż dwa na raz), rura koncentryczna , okucia ...
W celu obniżenia kosztów zdecydowaliśmy się na samodzielny montaż systemu, dlatego zakupiliśmy specjalną aparaturę do zgrzewania rur. Znaleziono w Internecie i dokładnie przestudiowałem lekcję wideo na temat korzystania z „żelazka” i zabrałem się do pracy.
Po przeszkoleniu na kawałku rury (na wszelki wypadek kupili go z marżą), razem z mężem zmontowaliśmy system w trzy dni. Oczywiście musiałem majstrować przy kotle, szczególnie przy rurze, ale też sobie z tym poradzili.
Ale pracownicy gazowi nie spieszyli się. Główny gazociąg niskiego ciśnienia odłożono latem, ale wszystkie pozwolenia zakończono dopiero w kwietniu. Do 1 maja w domu pojawiła się ciepła woda! Jeszcze kilka lat temu nie mogliśmy nawet o tym marzyć!
Od dziesięciu lat kocioł gazowy Viessmann zapewnia ciepło w naszym domu. Wszystkie koszty opłaciły się dawno temu - drewno opałowe jest obecnie drogie i nie jest łatwo je zdobyć.
Dwa lata temu podczas remontu kocioł musiał zostać wyjęty z jego zwykłego miejsca. Całe lato leżał w pudełku. A wokół nowo otynkowane ściany i sufity zostały wypolerowane. Pomimo opakowania firma Viessmann była pokryta kurzem. Dlatego przed podniesieniem go na miejsce zaprosiliśmy mistrza, który po dokładnym sprawdzeniu wszystkich węzłów szczotką wyczyścił kurz. I kocioł zaczął działać!
Podczas remontu wymieniliśmy stare ramy okienne na okna z podwójnymi szybami. Kot był szczególnie zachwycony tą innowacją - jego ulubionym miejscem stał się szeroki, ciepły parapet.
Jest ciepło i wszystko widać!
Wymieniono również podłogę: stara drewniana podłoga stała się „szorstka” - została wyrównana, pokryta sklejką, a na wierzch położono gruby laminat. Oszczędza ciepło i korytarz z przestronną werandą. Ta część domu nie jest ogrzewana. Ale służy jako doskonały bufor między ulicą a ciepłą częścią. Wiosenne słońce wpadające przez wysokie okna szybko nagrzewa werandę - sadzimy tam sadzonki warzyw i kwiatów, aby się nie wygrzewać.
Salon z werandą
Ciepła woda w domu umożliwiła postawienie kabiny prysznicowej. Nie ma potrzeby podgrzewania wody do mycia naczyń.
Nasza „łaźnia”
Nawet podczas najsilniejszych mrozów nie pamiętamy pieca. Nawiasem mówiąc, wielu naszych sąsiadów po przejściu na gaz zepsuło piece z cegły. I rozebraliśmy ten w kuchni. A drugiego pożałowali - niezawodnego, złożonego z dwóch cegieł, który służy wiernie od 1957 roku. Przez długi czas szukali mistrza, który mógłby to zrobić kaflami, ale nigdy go nie znaleźli - zgodzili się tylko pod warunkiem, że piec nie będzie ogrzewany. Musiałem sam zostać kafelkami. Przeczytaliśmy instrukcje w Internecie, obejrzeliśmy wideo i ułożyliśmy je zgodnie ze wszystkimi zasadami - metalową siatką, gliną szamotową i klejem do płytek. Teraz wszyscy nasi goście starają się zrobić zdjęcie na tle pieca.
Pełna twarz...
I z profilu
Aby komin działał normalnie, trzeba go jeszcze ogrzać - drewnem osikowym lub, jak uczyła moja babcia, suszonymi obierkami z ziemniaków. A także rozpalamy piec, gdy chrześniaki przyjeżdżają do nas z Moskwy w święta Bożego Narodzenia - dla nich żywy ogień w domu to cud.
Jest też pomysł - raczej nie na ciepło, ale na bujne ciasta - piec kominkowy na werandzie. Pozostało drewno opałowe z poprzednich zapasów. Podwaliny pod „strukturę projektu” zostały już położone. Do końca lata mamy nadzieję na herbatę i ciastka z nowego pieca na werandzie. Służy jednak również do ogrzewania - wczesną wiosną nie będzie trzeba przynosić sadzonek do domu w nocy.
Tak to jest - ciepło w naszym domu.